Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie Drukuj Email
Autor: Leonard Ravenhill   
czwartek, 16 marca 2017 00:00

Jeśli w ogóle chodzisz do zboru, to na pewno usłyszysz tysiąc kazań o "byciu pełnym Ducha" /Ef.5.18/, a tylko jedno kazanie na temat "Gniewajcie się, ale nie grzeszcie" /Ef.4.26/. To jest nakaz! To nie jest obrona dla naszego złego usposobienia. To nie jest wymówka usprawiedliwiająca wybuch zgorzkniałości z twojego zranionego ego, tym, że zostałeś odrzucony. Mówię tu o Świętym Gniewie. Bóg wpada w gniew: "Wtedy Pan rozgniewał się na Mojżesza" /2Moj.4,14/. "Bóg gniewa się na bezbożnego każdego dnia" /Ps.7.12/. Jeśli masz nalepkę na zderzaku, spróbuj umieścić na niej ten ostatni werset, ale zanim to zrobisz upewnij się, że zwiększyłeś swoje ubezpieczenie.

Błogosławiony kaznodzieja św. Paweł spacerował sobie główną ulicą Aten - intelektualnej stolicy świata w jego czasach. Dz.Ap.17.16 mówią w wersji King James: "Jego duch był w nim poruszony, gdy zobaczył miasto całkowicie oddane bałwochwalstwu". The Amplified wyraża to w ten sposób: "Gdy Paweł oczekiwał ich w Atenach, jego duch był zasmucony i wzbudził się w nim gniew, gdy ujrzał, że miasto jest pełne bałwanów". Trzeba aby taki gniew powrócił dziś do nas. Przyznaję tu, że jestem pełny gniewu dlatego, że Chrystus jest raniony w domu Jego przyjaciół. Oto przykład:

Mniej niż 100 km od naszego domu jest miasto Dallas - "Ateny" teologów. Dlatego jesteśmy łatwo atakowani przez studentów, którzy studiują w tamtejszych seminariach. Są oni strapieni, rozgoryczeni i przygnębieni niskim poziomem duchowości w swoich klasach. Profesor w takim seminarium mówi przyszłym pastorom: "Pamiętajcie, że kaznodziejstwo jest teraz zawodem." Teraz kaznodzieja ma ten sam status co doktor lub wyuczony prawnik. Precz z taką filozofią! Kaznodziejstwo nie jest zawodem - jest pasją. Paweł wyznacza standard: "Biada mi, jeśli nie głoszę ewangelii". Jestem zły, że ci profesorowie tak nauczają a świat śmieje się z naszego powołania. Ale żaden człowiek powołany do kaznodziejstwa nie potrzebuje symbolu swego urzędu. Przez samą naturę swego wezwania, jest on w "najwyższym" powołaniu. Również jestem zły, gdy czytam wypowiedź Bruce Cooki'a - byłego agenta reklamowego "Coca-Coli", który kierował kampanią "Znalazłem to". Oto ta jego okropna wypowiedź: "Na początku istnienia Kościoła, w Jerozolimie Bóg uczynił cud w Dzień Pięćdziesiątnicy. Chrześcijanie nie posiadali wówczas osiągnięć technicznych i mediów, więc Bóg musiał włożyć tam trochę ponadnaturalnej pracy. Ale dziś, z naszą technologią, mamy okazję stworzyć ten sam rodzaj zainteresowania w świeckim społeczeństwie". Ta fatalna interpretacja jeży mi włos na głowie. Więc klawisze i nowoczesne media tak samo nadają się do rozpoczęcia niebiańsko-zrodzonego duchowego przebudzenia jak nadawała się inwazja z Nieba do Górnego Pokoju. Czyż to nie jest "chrześcijański humanizm". My jesteśmy zdolni wykonać te same rzeczy co Duch Święty?

Homoseksualni "chrześcijanie"

Jestem zły, gdy czytam list od mojego przyjaciela i sąsiada Dawida Wilkersona zawiadamiający o tym prawie niewiarygodnym zboczeniu. "Homoseksualiści w chwili obecnej twierdzą, że mają więcej niż 50.000 członków w swoich zupełnie homoseksualnych kościołach. The Metropolitan Community Church jest jedną z wielu homoseksualnych denominacji powstających w całym kraju. Wysłałem obserwatora na jeden z ich corocznych zjazdów "Ducha Świętego" w Dallas, Texas. Co za niewiarygodne bluźnierstwo. Każdy mężczyzna dostał paczkę, która zawierała wśród innych rzeczy, dwa pisemka z nagimi mężczyznami i listę wszystkich homoseksualnych "lokali" w Dallas - aby delegaci, po zakończeniu wieczornego nabożeństwa mogli pójść do wybranego przez siebie "lokalu" i umówić się z kochankiem na noc. I ci delegaci nazywają siebie pastorami. A jak oni śpiewali! Chwalili Pana z entuzjazmem, ale ich ewangelista przekręcił Ewangelię ponad wszelkie możliwości. Powiedział: "Oczywiście Paweł przeklął ludzi, którzy zmienili przyrodzone obcowanie i zapałali żądzą do tej samej płci. Ale tu nie chodzi o nas. My nic nie zmienialiśmy. Tacy już się urodziliśmy. Więc, wyjdźcie ze swoich klozetów. Bądźcie napełnieni Duchem Świętym i cieszcie się swoją homoseksualnością".

Mój gniew nad tym się powiększa, gdy czytam, że cięcia w federalnych wydatkach spowodują to, iż niektórzy starzy ludzie utracą swoje posiłki. Jednak 5.05.1981 r. "federalni ludzie" dali Metropolitan Community Church 380.000 dolarów pochodzących z naszych podatków na prowadzenie centrów przesiedleńczych dla homoseksualnych uchodźców z Kuby. /Niech tylko prawdziwy Kościół Jezusa spróbuje wydostać od rządu jakieś pieniądze na ratowanie ludzi przed wiecznym piekłem!/

Oczyścić Amerykę?

Jestem zły gdy słyszę, jak kaznodzieje wołają z emocją w głosie: "Pomóżcie oczyścić Amerykę", ale nie ośmielają się próbować oczyścić Kościoła - pełnego zmysłowości. Jestem zły i zasmucony, gdy widzę kaznodziei narzekających w TV dlatego, że ich zarobki się zmniejszają, ale nigdy nie widziałem ich płaczących w TV nad milionami straconych dusz, do których każdego tygodnia adresują swe programy. Bóg przedstawiany w TV jest nieszkodliwym, nic nie wymagającym Bogiem, chcącym dawać i niczego nie żądającym w zamian. Nie ma potrzeby, aby brać swój krzyż i podążać za Nim.

Nicholas Van Hoffman redaguje wnikliwą rubrykę na temat "dzisiejszego<...> Boga". Przeczytaj ten fragment, przeczytaj dwa razy, a może zapłaczesz, gdy pisze on o pospolitym ukazywaniu Świętego Bóstwa. Oto ten fragment:

"<...> Bóg ukazywał się milionerom na kursach golfowych. Ukazuje się On politykom przy ceremoniach przecięcia wstęgi i klerykom wzywającym w narodowej TV do uczestnictwa w zebraniach Demokratów, czy też Republikanów. Jego obecność jest odczuwalna podczas Tygodnia Braterstwa i zebrań Rotarian. Jest On martwym bóstwem, o którym mówił prezydent Carter sugerując, że pokój mógłby być ustanowiony w Środkowym Wschodzie, ponieważ zarówno prezydent Egiptu jak i premier Izraela czcili Wielkiego <...> Boga."

"<...> Bóg nie ma żadnej teologii, o której można by rozmawiać będąc Śmietanką Pszenicznej boskości. Nie ma On żadnego kredo, żadnych dogmatów wiary, niczego, co mogłoby utrudnić wierzącemu i niewierzącemu pochylić swoją głowę, gdy jakiś przewodniczący powie nam, że Reverend, Rabbi, Ojciec, Mutbi będzie przewodniczył w nieszkodliwej modlitwie, gdyż ten bóg publicznych uroczystości nie jest zazdrosnym bogiem. Możesz nawet wezwać go do otwarcia zjazdu prostytutek, a on/ona albo to się nie obrazi."

"Bóg Rotarian, Bóg Klubu Optymistów, Obrońca Systemu Buddy, jest Panem świeckiego rytuału, koniecznych, lecz hipokryzyjnych form i formalności, które uciszają szyderców i powodujących rozłamy. Bóg jest wygodnym Bogiem, którego prawa nie są wyryte na kamiennych tablicach, ale napisane na piasku, otwarte na poprawki, zastrzeżenia, wymazania. Jest Bogiem, który pójdzie z tobą na kompromisy, udzieli pozwoleń i nazwie wszystkie wojny i pokoje świętymi."

Większy gniew

Mój Święty Gniew i palące oburzenie są podsycane przez artykuły w stylu tych, które wychodzą spod pióra "Mądrego człowieka" ze wschodu i są pisane w Centrum Medytacji, które nosi jego imię.

"Sex - nigdy się mu nie opieraj". Nigdy nie bądź przeciwko niemu, ale raczej zagłębiaj się w to z miłością i jasnością. Wgłębiaj się weń jak odkrywca. Szukaj wszystkich zakamarków i kątów twej seksualności. Gdy to uczynisz będziesz zdziwiony, ubogacony. Znając swoją seksualność pewnego dnia odkryjesz swoją duchowość [albo zarazisz się chorobą weneryczną - przypis L. Ravenhilla] i staniesz się wolnym. W przyszłości inaczej będzie się myśleć o seksie. Będzie on bardziej zabawą, radością, będzie bardziej zabawą niż aferą, jaką był on w przeszłości. [Poważna afera wyżej wspomniana z pewnością oznacza małżeństwo]. Sex jest po prostu początkiem a nie końcem. Ale jeśli stracisz początek, to i również koniec".

Co za logika i ostrzeżenie! Dlaczego nie traci się końca, który jest męką tutaj i w przyszłości? Zastanawiam się co myślą o tym ludzie, którzy wypróbowali wyżej opisaną rzecz. Czy autor tego artykułu prowadzi "krucjaty przebudzeniowe z żywymi <<świadkami>> opowiadającymi o ich szybkiej emancypacji z bandażu czystości i dobrego sumienia"?

Zachowajcie czyjeś dzieci?

Nie jestem zły z powodu tego, że chłopcy z "Moral Majority" urządzają kampanie przeciw aborcji. Ale jestem zły, gdy ci sami ludzie, którzy mówią: "Zachowajcie NASZE dzieci" wrzeszczą: "Budujcie więcej większych bombowców". To prawda! Niszczycie dzieci w innych krajach, przenosząc ich do wieczności, bądź czyniąc je nieszczęśliwymi kalekami okaleczonymi przez "NASZE" bombowce. To nie pasuje.

Jestem zły z powodu tego, że kaznodzieje grzmią ze swoich ambon przeciw politycznym niesprawiedliwościom, ale tylko szepcą o złych czynach w swoim środowisku. Jestem zły, że grzech nie jest nazywany po imieniu. Bóg nie stara się znaleźć żadnych łagodnych nazw dla grzechu, więc powróćmy do języka Biblii. "Wróżbiarze w świecie i łagodni mówcy za pulpitem" są równie niebezpieczni. Teraz mówimy o słabościach, niesprawiedliwości. Niegodziwość nazywamy słabością, cudzołóstwo - skokiem w bok, żądze - miłością. Sodomia jest nazywana "gay". Prostytutka nie jest nazwana cudzołożnicą, ale "dziewczyną na telefon". Wyżej wymienione słowa nie są dobre na każde kazanie, ale posiadają one pewien rodzaj potępienia i hańby, który sprawia, że kaznodzieje niechętnie ich używają, /a grzesznicy - słuchają/. Ale Biblia je używa.

Jestem zły, gdy kaznodzieje mówią "Zeszłego tygodnia mieliśmy najlepszy koncert. Grupa 'The ZYX Singers' przyjechała do naszego zboru. Musieliśmy do głównej sali wstawić dodatkowe krzesła, a mimo to ludzie stali jeszcze w przedsionku". Jednak ten sam popularny, cieszący się powodzeniem zbór może na spotkanie modlitewne przeznaczyć najmniejszy pokój, i mimo to z łatwością wszystkich pomieści. Co za policzek dla odpowiadającego na modlitwy Boga! Co za publiczna deklaracja, że ofiara od patronów koncertu jest ważniejsza od modlitwy!

Jestem zły na ludzi, którzy nie dają swych własnych pieniędzy Panu, a zamieniają Jego Dom w pchli targ, aby zwiększyć fundusze zborowe. I uwierzcie mi, jestem poruszony, chory i zły, gdy próbuję zrozumieć to, iż 90 % głoszenia Ewangelii jest skierowane do zaledwie 10 % ludności świata.

Mormoni zdobywają "więcej ludzi"

"Newsweek" z 27.04.1981 r. pisze: "W tym roku Mormoni założą więcej placówek misyjnych - około 30.000 - niż jakikolwiek kościół USA.." . Ich celem jest praca 16 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu, przy głoszeniu Ewangelii wg Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich. [Teraz zwróć uwagę na dyscyplinę, jaka temu zadaniu towarzyszy - L.R.]. Dyscyplina nałożona na misjonarzy mormońskich jest tak unikatowa jak ich przesłanie: żadnego kina, TV, popularnej muzyki, żadnych rozmów z dziewczynami, żadnych randek, zero wychodzenia gdziekolwiek samemu. Pod tym prawie wojskowym regulaminem misjonarze Mormonów rozpropagowali wiarę w USA i na 6 kontynentach.

Jestem zły z powodu tej fałszywej gorliwości. Jestem zaniepokojony i bardzo zmartwiony tym, że musimy organizować tak wiele Obozów Młodych Chrześcijan na wzór małych olimpiad, aby przyciągnąć dzieci do tak zwanych studiów biblijnych. Czy ośmielamy się próbować odciągnąć nasze dzieci od TV, sportu itd., i sprawić aby przez tydzień skoncentrowały się na rzeczach wiecznych. Byłoby o wiele poprawniej z tym naszym naciskiem na sport i programy zborowe, zborowe ligi kręglarstwa i baseballu, gdybyśmy śpiewali "Naprzód chrześcijańscy sportowcy - zapomnijcie o wojnie - spójrzcie na nagrody - o które walczycie".

Jestem zły, kiedy myślę, że rząd będzie dotował wysiłki naukowców w kwestii "Skąd wziął się człowiek", ale nie da dziesięciu centów w celu powiedzenia ludziom, dokąd zmierzają.

Boże! Ochrzcij nas Świętym Gniewem, który poprowadzi nas do niepokojącego piekło i dosięgającego nieba - wstawiennictwa". Wszystkimi tymi smutnymi wydarzeniami, o których wyżej wspomniałem zaopiekowałby się wówczas przekonujący o grzechu Duch Święty.