Wieczna kara za kilkudziesięcioletnie życie? Drukuj Email
czwartek, 31 października 2013 10:12

Sama idea Bożej kary zazwyczaj budzi mniej wątpliwości niż jej charakter. Czy krótkie życie, nawet jeśli zostało wykorzystane w bardzo zły sposób, zasługuje na nieskończenie długą karę? Czy chrześcijańska wizja odpłaty nie zagubiła gdzieś po drodze proporcjonalności? A jeśli tak, gdzie podziała się przy tym doskonałość Bożej sprawiedliwości?

O powadze czynu decyduje rodzaj naruszonego dobra 

Wystrzelenie jednej kuli w głowę nielubianego sąsiada karane jest dziesięć razy surowszą karą niż wielomiesięczne nękanie za pomocą smsów, dlatego że czas trwania czynu zabronionego ma dla wymiaru sprawiedliwości znacznie mniejsze znaczenie niż rodzaj naruszonego dobra. Zdroworozsądkowe poczucie sprawiedliwości podpowiada nam, że zabójstwo jest znacznie poważniejszą sprawą niż uporczywe podkradanie karmy dla chomików, nawet jeśli sama czynność odebrania życia trwała raptem 30 sekund. Krótko mówiąc, to rodzaj naruszanego dobra decyduje o powadze czynu. 

Jakie dobro narusza więc grzech?

Ewangelista Jan stwierdził: kto wierzy w Syna, ma życie wieczne, kto natomiast odmawia Synowi posłuszeństwa, nie zobaczy życia, lecz ciąży na nim Boży gniew. (J 3,36) Bóg postąpi z człowiekiem tak jak człowiek postąpił z Bogiem objawionym w Jezusie Chrystusie. To nie pojedyncze grzechy zadecydują o naszym losie, lecz stosunek do osoby Jezusa Chrystusa. W jaki sposób postąpi Bóg z tymi, którzy nigdy nie usłyszeli o Chrystusie? Chrześcijańska teologia wypracowała w tym zakresie kilka interesujących stanowisk, ale wykraczają one poza tematykę niniejszego artykułu. Zajmiemy się tylko taką sytuacją, w której człowiek nigdy nie pochylił się nad Bożym Synem, odmawiając mu należnej czci i posłuszeństwa wiary. Jakie więc dobro narusza grzesznik odrzucający Chrystusa? Najwyższe z możliwych - sprzeciwia się wszystkiemu, co ukochał Bóg. Gardzi tym, co samo w sobie posiada najwyższą wartość, występując przeciwko wiecznemu życiu Boga. Chrystus jest obrazem Boga, a więc ktokolwiek uznaje go za nic nie znaczące bazgroły, określa swoje stanowisko nie tylko wobec żydowskiego cieśli, ale i jego niebiańskiego Ojca. Jeśli chłopak wyśle dziewczynie swoje najlepsze zdjęcie, a ta odeśle powycinane z gazet fotografie przystojnych aktorów, z dopiskiem - najpierw spróbuj im dorównać! - nie pogardzi jedynie zdjęciem, pogardzi chłopakiem. Bóg Ojciec powiedział: ten jest moim umiłowanym Synem, w którym znalazłem przyjemność; Słuchajcie Go! (Mat 17,5) Człowiek, który nie znajduje przyjemności w Chrystusie zachowuje się na dwa możliwe sposoby. Pierwszy polega na tym, że czyni z Boga niedowidzącego, naiwnego i głupiego starca, który już dawno temu stracił kontakt z rzeczywistością, ciesząc się czymś, co zdecydowanie ustępuje wartością i pięknem innym rzeczom. Druga możliwość zakłada, iż coś, co jest dobre dla Boga niekoniecznie satysfakcjonuje człowieka, a tym samym sugeruje, iż człowiek posiada bardziej wysublimowany smak niż Bóg. Przy okazji pomniejsza Chrystusa, twierdząc, iż jest przydatny i satysfakcjonujący nie zawsze i nie dla wszystkich, lecz jedynie w wąskiej, określonej konfiguracji. Żadna z tych opcji nie jest gorsza od drugiej, obie są absolutnie złe. 

Dlaczego nie tysiącletnia kara?

Kara powinna być wprost proporcjonalna do znaczenia naruszanego dobra. Wyobraźmy sobie, że karą za odrzucenie Chrystusa będzie 1000-letnie przebywanie w piekle. A więc, wartość chwały Jezusa Chrystusa wyceni się na 1000 lat piekła. Jakie są tego konsekwencje? Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie karę 2000 lat przebywania w piekle, a tym samym dobro dwukrotnie wyższe od chwały Jezusa Chrystusa. Innymi słowy, każde pomniejszenie wymiaru kary wpływa na pomniejszenie wagi popełnionego czynu, a tym samym naruszonego dobra. Dlaczego Biblia portretuje wieczną karę za pomocą tak przerażających obrazów jak jezioro ognia, szalejące płomienie i nieustające pragnienie? Bóg w taki sposób uwypukla wartość swojego Syna, nie pozwalając, by człowiek był w stanie wyobrazić sobie jakikolwiek gorszy stan. Piekło musi być najstraszliwszą z możliwych konsekwencji, dlatego że Chrystus jest najcenniejszym z możliwych dóbr. Okrucieństwo nie ma tu nic do rzeczy, to sprawiedliwość domaga się maksymalizacji kary z powodu niewyobrażalnego wymiaru przestępstwa.

Piekło nie jest wstydliwą plamą na mapie wieczności

Jeden ze znanych kaznodziejów powiedział kiedyś, że Bóg przegrałby, gdyby w piekle znalazło się więcej ludzi niż w niebie. Nie podzielam tej opinii. Piekło nie będzie wstydliwym, zapomnianym i zaniedbanym pokojem, do którego nigdy nie zaprasza się gości. Pan wszystko uczynił dla swoich celów, nawet bezbożnego na dzień sądu. (Prz 16,4) Choć brzmi to prowokująco, biblijne świadectwa zdają się przekonywać, iż piekło jest chwalebną koniecznością. Nie sposób oddać piękna jaśniejącego księżyca bez uprzedniego skorzystania z ciemnych barw nocnego nieba. Niezasłużona łaska okazana zbawionym ma sens i znaczenie wyłącznie w kontekście zasłużonego potępienia zbuntowanych. 

Czy można być szczęśliwym człowiekiem, wiedząc, że niektórzy z naszych bliskich prawdopodobnie znajdą się w piekle? To bez wątpienia złożony problem. Należy zadać sobie pytanie o to, co cenimy bardziej: chwałę i cześć Chrystusa czy bezpieczeństwo i wygodę odrzucającego go krewnego? Piekło zawsze będzie skandalem dla człowieka nie widzącego Bożego piękna. Kto jest nam bliższy, z kim związaliśmy swoje najgłębsze uczucia? Chyba właśnie to miał na myśli Chrystus, gdy stwierdził: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. (Łuk 14,26) Nienawiść oznacza w tym fragmencie - w sytuacji nieuniknionego konfliktu - konieczność dokonania wyboru na rzecz Chrystusa. Nie przechodzę nad tą prawdą do porządku dziennego, bez cienia zawahania i refleksji… Nie ma większej ofiary niż złożyć miłość na ołtarzu Miłości, dlatego też, nie sądzę, aby tego typu rozmyślania prowadziły do bezmyślnego tańca w cieniu rozgrywającej się tragedii. Wywołują raczej słuszne łzy współczucia i wewnętrznego bólu. Prowokują do modlitwy, rozpalając przy okazji płomień misyjnego zaangażowania. Musimy kochać zgubionych bliskich żarliwą miłością, aby dzięki niej zetknęli się z tym, którym nas do tego uzdolnił. Doświadczył tych zmagań również wielki propagator radości, usatysfakcjonowany Chrystusem apostoł narodów: Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, a poświadcza mi to sumienie moje w Duchu Świętym, że mam wielki smutek i nieustanny ból w sercu swoim. Albowiem ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów. (Rzym 9,14) A więc, gdy mówił zawsze się radujcie, radował się i smucił. Oto przedziwny paradoks pojemnej duszy człowieka… Gdy łamiące się, skruszone na tysiąc kawałków serca ofiarujemy Bogu jako dowód zrozumienia i docenienia jego wartości, dzieje się coś niepowtarzalnego - przywracamy do istnienia odwieczny porządek, w którym Bóg znaczy wszystko - po prostu dlatego, że jest tym, kim jest. 

Podsumowując, piekło jest równie realne jak niebo. Tylko człowiek naprawdę zdobyty przez obraz Boga objawionego w Chrystusie będzie w stanie dostrzec w wiecznej karze konieczny element wspaniałego planu odkupienia. A więc, drogi czytelniku, pozostawiam cię z tą radą - jeśli chcesz zrozumieć piekło, zrób wszystko, by zrozumieć Chrystusa.