
Herod Wielki - bo w czasie narodzenia Jezusa Chrystusa on królował w Judei - jest kolejną osobą, która wpisała się w historię przyjścia Syna Bożego na świat. Wpisał się bardzo niechlubnie. Miał obsesję na punkcie władzy. We wszystkim dopatrywał się zagrożenia dla stabilności swego tronu, który faktycznie mu się nie należał. Królował w Judei tylko dzięki sprytnej polityce wobec Rzymu i tam zdobywanym wpływom. Był strasznie podejrzliwy nawet wobec najbliższych mu ludzi, zabijając kolejno szwagra, żonę, teściową i wiele innych osób. Do tego stopnia bał się narodzin 'nowego króla', że zasłynął z wymordowania w Betlejem, niejako na oślep, wszystkich chłopców poniżej drugiego roku życia.
Pomijając omawianie budowlanych pasji i fantazji Heroda, który rozbudową świątyni w Jerozolimie próbował pozyskać sobie przychylność Żydów, odnotujmy jedynie fakt, że Herod Wielki rozchorował się na jakąś tajemniczą chorobę i zmarł wkrótce po narodzeniu Jezusa Chrystusa. Stracił to, czego tak kurczowo się trzymał. A gdy Herod umarł, oto anioł Pański ukazał się we śnie Józefowi w Egipcie, mówiąc: Wstań, weź dziecię oraz matkę jego i idź do ziemi izraelskiej, zmarli bowiem ci, którzy nastawali na życie dziecięcia [Mt 2,19-20]. Oczywiście władzę w Judei szybko podzielono pomiędzy czterech synów Heroda Wielkiego, a prawdziwy Król Izraela, Mesjasz, przyszły Władca ludzkich serc, poszedł dorastać w Nazarecie, aby się spełniło, co powiedziano przez proroków, iż Nazarejczykiem nazwany będzie [Mt 2,23].